wtorek, 20 stycznia 2015

Stronniczo, czyli moje zdanie na temat "50 twarzy Greya"

Co najlepiej się sprzedaje?
Za każdym razem, kiedy na rynku coś robi wielkie "bum" staram się to poznać. Tak na przykład było ze słynnym Zmierzchem. Zawiodłam się. 
Nie sądziłam, że ludzie mogą się muskać jeszcze większym paszkwilem.


Już dawno mówiłam o tym że świat zmierza do retardacji i Majowie się nie mylili. 
Najbardziej dziwię się, że 50 twarzy Greya trafia do rąk tak wielkiej ilości kobiet a co gorsza - otrzymuje uznanie z ich strony. Na boga, nie jestem zagorzałą feministką. Ale nie jara mnie  w żaden sposób maniera głupich idiotek - bo taka jest Ana. Poza tym że jest głupia jest również uległa, nudna, nieciekawa; niestety we wszystkich aspektach. Swoją drogą, ile można czytać ciągle „Czuję, jak na moje policzki wracają rumieńce. Z barwy niewątpliwie przypominam manifest komunistyczny.” lub „Gdy zdejmuje bokserki, jego erekcja wyskakuje na wolność. Rany Julek… „ "O kuźwa. Święty Barnabo… Jezu."

Smutne jest to, że Ana tutaj jest w roli narratorki, wszystkiego dowiadujemy się z jej punktu widzenia (skrzywionego, niestety...) momentami gdzieś tam stara się być chociaż odrobinę asertywna, ale "mroczny i tajemniczy"(o ironio...) pan Grey tak czy siak stawia na swoim. Ana jest zakompleksioną dziewczyną-dziewicą z prowincjonalnej wsiówy, zachwyt wzbudza u niej nawet wzorek na piance w kawie (TAK, książka jest utrzymana w czasach XXl wieku...)
Podczas rozdziewiczania przeżywa orgazm(serio...?), z tego co pamiętam chyba nawet dwa, jak nie trzy razy (oczywiście zero bólu odczuwa - ah ta fikcja literacka) A "mroczny" Christian podczas pierwszego razu gdy już stuka panienkę Anastassie Steel ma na sobie koszulę. Ekhem.
Zamknijcie oczy, teraz wyobraźcie sobie stojącego pzed wami faceta z gołymi klejnotami, ale koszulą na sobie. Komedia, co? To prawie jak seks w starych, polskich filmach, tylko że tam facet miał na sobie skarpetki (koniecznie długie i czarne, fu)


Czemu Christian jest taki mroczny? Bo jest starszy od Any, i nieziemsko bogaty, ma szybowce, śmigłowce i inne super duperele, podarowywuje Anie Macbooka, drogie książki, całą masę innych super drogich prezentów, również nowe auto - mimo jej ogromnych sprzeciwów sprzedaje jej stare, kochane auto a kupuje super wypasioną brykę, co to ma k***a być...? (ogólnie Grey całej kasy dorobił się w darfurze i przez całą trylogię - standardowe 600 ileś stron walczy z głodem). Po prostu jest chujem i kupuje sobie dziewczynę "bo może", i każe biednej się głowić co go może wyprowadzić z równowagi, a przecież ona tylko chce żeby jej nie bił. Dla mnie Grey to świr, psychopata. Od początku wpierdala się z buciorami w jej życie. Skrzętnie plinuje diety i posiłków Any - nie dlatego że jego wybranka ma problemy z jedzeniem, nie ma bulimii czy anoreksji. Grey po prostu ma takie widzi mi się (warto wspomnieć że Grey za każdym razem tłumaczy się słowami "ponieważ mogę") Grey ma również czelność sam przedstwić się ojczymowi Any, w książce ma również miejsce wtargnięcie Greya do mieszkania koleżanki Any - a w zasadzie jej współlokatorki, leci za nią pół Ameryki kiedy ta biedna idiotka chce odpocząć i przemyśleć parę spraw, namierza jej telefon (!!!!???SIC) i wiele innych. To po prostu pieprzony stalker.
Aną nie jestem, choć może mam kompleksy, zmagałam się z facetem który stał pod moim domem i ciągle wydzwaniał i z autopsji oraz pozycji zwyczajnej dziewczyny wiem, że takie zachowanie nie plusuje. Na zdrowy rozsądek, jaka kobieta zakochałaby się w Greyu? W Greyu, nie jego pieniądzach, szybowcach. Idiotka?  
Cały zamysł spisania umowy, etcetera to gówniany pomysł, mimo niechęci i wątpliwosci samej Any, w koncu podpisuje z Christianem umowę - ma to polegac na odgrywaniu niewolnicy i pana w sypialni. Co w tym ciekawego? Ostrego? Kiedy zanim dostanie mocniejszego klapsa w tyłek muszą sobie spisać jakieś dyrdymały. Hasła bezpieczeństwa, umowy. Co w tym podniecającego? Kiedy przed seksem czyha komisja nadzoru finansowego?
Nie ma w tej książce ani grama jakiegoś perwersyjnego seksu. Nie ma. A jeśli ta książka jest dla was perwersem, to albo nie spotkaliście się z dobrymi opisami seksu, albo musicie mieć smutne życie.
Trylogia o pięćdziesięciu twarzach Greya sprzedała się chyba w ponad stu milionowym nakładzie. 
Jasne, dla szarej masy ten harlequin na pewno będzie fenomenem. Może dla mnie - zwykłego czytelnika też byłaby fenomenem, gdyby nie byłaby to książka tak ociekająca amatorszczyzną. Brak rozbudowanego słownictwa, brak ciekawej fabuły, od książki można tylko nabawić się migreny, trwale uszkadza system nerwowy przy ciągłym czytaniu o tym ile razy Ana dostała rumieńców (nie byłam w stanie policzyć ile) a scen niby-bdsm jest tak naprawdę tylko trzy (żeby zaliczyć je do bdsm trzeba naprawdę wiele wyobraźni) swoją drogą z branżowiczów bdsm autorka zrobiła niestety prześmiewczą komedię... Nie potrafię odpowiedzieć więc na pytanie co ciągnie i młodsze i starsze kobiety do tej książki. Prosta treść, małe użycie szarych komórek? Niczego nie trzeba się domyślać, interpretować. 50 twarzy Greya czyta się jak gazetę, lekko, prosto. Miałam w rękach dużo podobnych książek, chociażby dotyk Crossa. Ale "romans" Christiana i Anastasi to totalna pomyłka...

Czytałam Lolitę Nabokova, choć tematyka jest odrobinę inna to w tej postmodernistycznej, zmysłowej książce można znaleźć chociaż dobre sceny pieprzenia, w "Tatuaż" S. Moree można poczytać o waleniu w dupę i przynajmniej mamy do czynienia z inteligentną bohaterką. Jeśli ktoś szuka seksu na papierze bo nie ma go w życiu to dziwię się dlaczego sięga po tak denną książkę jaką jest 50 twarzy Greya. Jeśli biedne dziewuszki jara zamysł chodzącego, pieprzonego stalkera to dam namiary, naprawdę znam dużo psycholów. Ta książka to przemoc emocjonalna, a nie wyuzdany seks. 
Co w tej książce jest takiego czego ktoś nie znajdzie w normalnym seksie? Trzy klapsy na krzyż, seks z zakrytymi oczami i słuchawkami od ipoda w uszach? To jest naprawdę takie "wow"? Takie "zaskakujące"? Zwyczajna, krótkotrwała deprywacja seksualna, nie powinna nikogo szokować w okresie w jakim żyjemy. A jednak.
Nie doceniam totalnego beztalencia autorki E.L James. Tego szmelcu nie da się obronić na płaszczyźnie literackiej w żaden sposób. Sorry.