wtorek, 11 lipca 2017







Czas... Pieprzona ambiwalencja. Tęsknię, ale takie uczucia nie mijają. Czasami się zastanawiam, co tam słychać, jak mu się wiedzie.
Edytowałam ten post po półtora roku, 3/4 treści usunęłam. Wy nie musicie brnąć w to aż tak daleko. Kropka.

(21.10.2011r...) ludzie tatuują sobie ważne daty, jak na przykład urodziny dziecka, mnie tgeo dnia narodziła się miłość, w szkolej ławce. Od dwóch lat natomiast ochodzę żałobę, nie dlatego że umarła, tylko dlatego, że jej nie ma.


https://www.youtube.com/watch?v=ZSZk9UfP7Fc

czwartek, 11 czerwca 2015

Kupiłam długopis z czarnym tuszem, taki za złotówkę, w kiosku na rogu i poszłam napisać maturę. Skończyłam szkołę średnią, pracuję na dwa etaty. A w głowie mam tylko scenariusz by za tydzień nie zgubić się w samym środku Paryża.


Life is a rollercoaster
Just gotta ride it

wtorek, 20 stycznia 2015

Stronniczo, czyli moje zdanie na temat "50 twarzy Greya"

Co najlepiej się sprzedaje?
Za każdym razem, kiedy na rynku coś robi wielkie "bum" staram się to poznać. Tak na przykład było ze słynnym Zmierzchem. Zawiodłam się. 
Nie sądziłam, że ludzie mogą się muskać jeszcze większym paszkwilem.


Już dawno mówiłam o tym że świat zmierza do retardacji i Majowie się nie mylili. 
Najbardziej dziwię się, że 50 twarzy Greya trafia do rąk tak wielkiej ilości kobiet a co gorsza - otrzymuje uznanie z ich strony. Na boga, nie jestem zagorzałą feministką. Ale nie jara mnie  w żaden sposób maniera głupich idiotek - bo taka jest Ana. Poza tym że jest głupia jest również uległa, nudna, nieciekawa; niestety we wszystkich aspektach. Swoją drogą, ile można czytać ciągle „Czuję, jak na moje policzki wracają rumieńce. Z barwy niewątpliwie przypominam manifest komunistyczny.” lub „Gdy zdejmuje bokserki, jego erekcja wyskakuje na wolność. Rany Julek… „ "O kuźwa. Święty Barnabo… Jezu."

Smutne jest to, że Ana tutaj jest w roli narratorki, wszystkiego dowiadujemy się z jej punktu widzenia (skrzywionego, niestety...) momentami gdzieś tam stara się być chociaż odrobinę asertywna, ale "mroczny i tajemniczy"(o ironio...) pan Grey tak czy siak stawia na swoim. Ana jest zakompleksioną dziewczyną-dziewicą z prowincjonalnej wsiówy, zachwyt wzbudza u niej nawet wzorek na piance w kawie (TAK, książka jest utrzymana w czasach XXl wieku...)
Podczas rozdziewiczania przeżywa orgazm(serio...?), z tego co pamiętam chyba nawet dwa, jak nie trzy razy (oczywiście zero bólu odczuwa - ah ta fikcja literacka) A "mroczny" Christian podczas pierwszego razu gdy już stuka panienkę Anastassie Steel ma na sobie koszulę. Ekhem.
Zamknijcie oczy, teraz wyobraźcie sobie stojącego pzed wami faceta z gołymi klejnotami, ale koszulą na sobie. Komedia, co? To prawie jak seks w starych, polskich filmach, tylko że tam facet miał na sobie skarpetki (koniecznie długie i czarne, fu)


Czemu Christian jest taki mroczny? Bo jest starszy od Any, i nieziemsko bogaty, ma szybowce, śmigłowce i inne super duperele, podarowywuje Anie Macbooka, drogie książki, całą masę innych super drogich prezentów, również nowe auto - mimo jej ogromnych sprzeciwów sprzedaje jej stare, kochane auto a kupuje super wypasioną brykę, co to ma k***a być...? (ogólnie Grey całej kasy dorobił się w darfurze i przez całą trylogię - standardowe 600 ileś stron walczy z głodem). Po prostu jest chujem i kupuje sobie dziewczynę "bo może", i każe biednej się głowić co go może wyprowadzić z równowagi, a przecież ona tylko chce żeby jej nie bił. Dla mnie Grey to świr, psychopata. Od początku wpierdala się z buciorami w jej życie. Skrzętnie plinuje diety i posiłków Any - nie dlatego że jego wybranka ma problemy z jedzeniem, nie ma bulimii czy anoreksji. Grey po prostu ma takie widzi mi się (warto wspomnieć że Grey za każdym razem tłumaczy się słowami "ponieważ mogę") Grey ma również czelność sam przedstwić się ojczymowi Any, w książce ma również miejsce wtargnięcie Greya do mieszkania koleżanki Any - a w zasadzie jej współlokatorki, leci za nią pół Ameryki kiedy ta biedna idiotka chce odpocząć i przemyśleć parę spraw, namierza jej telefon (!!!!???SIC) i wiele innych. To po prostu pieprzony stalker.
Aną nie jestem, choć może mam kompleksy, zmagałam się z facetem który stał pod moim domem i ciągle wydzwaniał i z autopsji oraz pozycji zwyczajnej dziewczyny wiem, że takie zachowanie nie plusuje. Na zdrowy rozsądek, jaka kobieta zakochałaby się w Greyu? W Greyu, nie jego pieniądzach, szybowcach. Idiotka?  
Cały zamysł spisania umowy, etcetera to gówniany pomysł, mimo niechęci i wątpliwosci samej Any, w koncu podpisuje z Christianem umowę - ma to polegac na odgrywaniu niewolnicy i pana w sypialni. Co w tym ciekawego? Ostrego? Kiedy zanim dostanie mocniejszego klapsa w tyłek muszą sobie spisać jakieś dyrdymały. Hasła bezpieczeństwa, umowy. Co w tym podniecającego? Kiedy przed seksem czyha komisja nadzoru finansowego?
Nie ma w tej książce ani grama jakiegoś perwersyjnego seksu. Nie ma. A jeśli ta książka jest dla was perwersem, to albo nie spotkaliście się z dobrymi opisami seksu, albo musicie mieć smutne życie.
Trylogia o pięćdziesięciu twarzach Greya sprzedała się chyba w ponad stu milionowym nakładzie. 
Jasne, dla szarej masy ten harlequin na pewno będzie fenomenem. Może dla mnie - zwykłego czytelnika też byłaby fenomenem, gdyby nie byłaby to książka tak ociekająca amatorszczyzną. Brak rozbudowanego słownictwa, brak ciekawej fabuły, od książki można tylko nabawić się migreny, trwale uszkadza system nerwowy przy ciągłym czytaniu o tym ile razy Ana dostała rumieńców (nie byłam w stanie policzyć ile) a scen niby-bdsm jest tak naprawdę tylko trzy (żeby zaliczyć je do bdsm trzeba naprawdę wiele wyobraźni) swoją drogą z branżowiczów bdsm autorka zrobiła niestety prześmiewczą komedię... Nie potrafię odpowiedzieć więc na pytanie co ciągnie i młodsze i starsze kobiety do tej książki. Prosta treść, małe użycie szarych komórek? Niczego nie trzeba się domyślać, interpretować. 50 twarzy Greya czyta się jak gazetę, lekko, prosto. Miałam w rękach dużo podobnych książek, chociażby dotyk Crossa. Ale "romans" Christiana i Anastasi to totalna pomyłka...

Czytałam Lolitę Nabokova, choć tematyka jest odrobinę inna to w tej postmodernistycznej, zmysłowej książce można znaleźć chociaż dobre sceny pieprzenia, w "Tatuaż" S. Moree można poczytać o waleniu w dupę i przynajmniej mamy do czynienia z inteligentną bohaterką. Jeśli ktoś szuka seksu na papierze bo nie ma go w życiu to dziwię się dlaczego sięga po tak denną książkę jaką jest 50 twarzy Greya. Jeśli biedne dziewuszki jara zamysł chodzącego, pieprzonego stalkera to dam namiary, naprawdę znam dużo psycholów. Ta książka to przemoc emocjonalna, a nie wyuzdany seks. 
Co w tej książce jest takiego czego ktoś nie znajdzie w normalnym seksie? Trzy klapsy na krzyż, seks z zakrytymi oczami i słuchawkami od ipoda w uszach? To jest naprawdę takie "wow"? Takie "zaskakujące"? Zwyczajna, krótkotrwała deprywacja seksualna, nie powinna nikogo szokować w okresie w jakim żyjemy. A jednak.
Nie doceniam totalnego beztalencia autorki E.L James. Tego szmelcu nie da się obronić na płaszczyźnie literackiej w żaden sposób. Sorry.

niedziela, 28 grudnia 2014

Marazm



Post miał być o wakacjach, o pracy, może o szkole? O empatii. O mnie, o Niej. Może ten post będzie o wszystkim, jak zawsze. Może mogłabym kiedyś napisać książkę, może bym mogła, gdyby wszystko co mówię i piszę nie było wiecznie równocześnie wielowątkowe a zarazem zbyt konkretne. No dobra, może wszystko. Przyszłam się tutaj wypluć, rozebrać z emocji, obnażyć w sieci, jak zawsze ja. Bo lubię się pożalić, i w sieci i w rękaw. Ale nie zawsze mam komu. sic. Bo nie szukam płytkiego zrozumienia, czy współczucia.
Kiedy u mnie zdiagnozowali raka i dostałam przedoperacyjną chemię sądzili, że dzięki mniejszemu obrzękowi brzuszka guz się wchłonął, ale on tylko stał się tak miękki żeby pęknąć, rozlać się i zalać całą resztę narządów, operacji mi odmówili, bo przecież ja jestem za mała a guz za duży. Postawili na mnie krzyżyk, piętnaście lat temu. Od małego jestem konkretna, imperatywna i bezkompromisowa, musiałam taka być, muszę. JESTEM. Po serii większych, drobnych i drobniejszych zabiegów, jestem trochę wybrakowana, trochę pozszywana, czasem mnie boli, tu czy tam, ale wykaraskałam się, najzwyczajniej świecie. Bo przecież mówię że wszystko spływa po mnie jak po kaczce, i faktycznie tak jest.
Trzymam pion, ale w niektórych momentach pieprzona niemoc mnie zjada. Tylko płaczę, znowu nie mam siły, chciałabym Ją nauczyć pstrykać paluszkami tak jak ja kiedy byłam mała i mówić że wszystko się goi. Ale ona mnie nie rozumie, ściska mnie tylko za rękę i mówi że już nie boli, już nie boli. Kiedy tylko mruży oczy, czy patrzy nieobecnie to boję się że to jest to "już";
to już którego tak strasznie się boję, na którego myśl płaczę. Nie wiem kiedy to nastąpi, wiem jak odchodzą dzieci, padały wokół jak kawki za mojej szpitalnej kadencji ale nie wiem jak umierają dorośli ludzie. Z roku na rok jestem coraz gorszą suką, by powiedzieć sobie że dopięłam wszystkiego co mogłam, że spróbowałam, chciałam, miałam siłę, samozaparcie i łykałam łzy. Po prostu. Nie chcę tu odpuścić, chcę walczyć do samego końca.
Wszędzie niedouczeni lekarze, pieprzona papierologia. Spadamy z pieca na łeb. Z dnia na dzień jest tylko gorzej. 
Gdybym była królową życia to wzięłabym to wszystko na siebie, bo wiem że to udźwignę, bo wiem że lepiej jest nosić ciężar samemu, niż patrzeć na te nieobecne oczy. Czy faktycznie szybko przywiązuję się do ludzi? Być może. Za każdym razem kiedy ktoś zaczyna znaczyć dla mnie więcej czuję ból jakby ktoś strzelił mi w kolana. Ta kobieta, podczas w zasadzie krótkiej i z początku ostentacyjnej znajomości odgrywa ważną rolę w moim życiu, stała się dla mnie babcią, której w istocie nie miałam, a ja w zamian zastąpiłam jej wnuczkę której nie zdążyła się doczekać choć tak bardzo chciała. Wesoła i uśmiechnięta. Mieliśmy tyle planów. Czuję niemoc.


 Czy naprawdę mogę tylko... być?

środa, 4 czerwca 2014

Coś wam opowiem.

Od rana stoję na skrzyżowaniu ulic, w zasadzie większość dnia. Tak właściwie, to stoimy tam w trzy. Niektórzy pytają czemu tak drogo, a inni po prostu biorą. Podchodzą do mnie, i do pozostałych dziewczyn, ale zazwyczaj wychodzimy na tym "po równo". Po kilku dniach zdobyłam "stałych klientów", niektórzy nawet wręczają małe podarki, kłaniają się z daleka. Trafiają mi się klienci wybredni, mniej wybredni, rozmawiamy, uśmiechamy się do siebie, no i jakoś się to kręci, od poniedziałku do soboty.
_________________
Interpretacja dowolna.




Właśnie tak, sprzedaję truskawki.




sobota, 3 maja 2014

Wolna obserwacja:

Folgując sobie bezkarnie po internecie, czy nawet po sklepach, ulicy: modne stały się "chunky boots" (zawsze mamy problem z tłumaczeniem na polski, tacy chcemy być anglojęzyczni wiecznie...) Są to po prostu toporne buty, na obcasach-klockach. W sklepach tego pełno, śmiać mi się chce z tych wszystkich blogerek, bo w mojej szafie te buty "na czasie" były...4 lata temu, kiedy to nasłuchałam się wielu komentarzy - "Jak można chodzić w takich butach???" Ano można, dziś też można, nawet zasługuje to na niejaki poklask, bo przecież modne. A więc dziś blogerki modowe łechtają mi ego, a przy okazji śmieszą.
Mam się dobrze, jest niekiedy super, i tyle.





sobota, 19 kwietnia 2014

Witajcie mój braku czytelników:






Od kwietnia mam alergię na słowo realokacja i komasacja. Niedosypiam i chyba niedojadam też, jedyna osoba z którą się spotykam systematycznie i codziennie to Krystian, innym do mnie nie po drodze. Wlokę za sobą nogi, słucham radia i się śmieję.
Cenię sobie osoby samotne albo skryte, lubię osoby irytujące, inne, przemądrzałe, lubię gdy ktoś jest "jakiś" a nie mdło-rzygo-twórczy, bez wyrazu, bez własnego zdania. Nie lubię powszechnej głupoty, urażonej dumy, natręctwa, szkolnych satanistów święcących koszyczki na święta wielkanocne, osób odważnych w grupie, brązowych oczu, zadartych nosów, mycia okien, brudnych paznokci, szarych skarpetek, kawy bez mleka, publicznych kibli, obgryzania paznokci, braku odwagi cywilnej, wykorzystywania wiary do zarabiania na biednych babuszkach, feministek, piosenkarek zarabiających na ckliwym opisaniu załamań nerwowych (...) Nigdy nie było powiedziane, że ten blog będzie o czymkolwiek sensownym, kropka.