niedziela, 28 grudnia 2014

Marazm



Post miał być o wakacjach, o pracy, może o szkole? O empatii. O mnie, o Niej. Może ten post będzie o wszystkim, jak zawsze. Może mogłabym kiedyś napisać książkę, może bym mogła, gdyby wszystko co mówię i piszę nie było wiecznie równocześnie wielowątkowe a zarazem zbyt konkretne. No dobra, może wszystko. Przyszłam się tutaj wypluć, rozebrać z emocji, obnażyć w sieci, jak zawsze ja. Bo lubię się pożalić, i w sieci i w rękaw. Ale nie zawsze mam komu. sic. Bo nie szukam płytkiego zrozumienia, czy współczucia.
Kiedy u mnie zdiagnozowali raka i dostałam przedoperacyjną chemię sądzili, że dzięki mniejszemu obrzękowi brzuszka guz się wchłonął, ale on tylko stał się tak miękki żeby pęknąć, rozlać się i zalać całą resztę narządów, operacji mi odmówili, bo przecież ja jestem za mała a guz za duży. Postawili na mnie krzyżyk, piętnaście lat temu. Od małego jestem konkretna, imperatywna i bezkompromisowa, musiałam taka być, muszę. JESTEM. Po serii większych, drobnych i drobniejszych zabiegów, jestem trochę wybrakowana, trochę pozszywana, czasem mnie boli, tu czy tam, ale wykaraskałam się, najzwyczajniej świecie. Bo przecież mówię że wszystko spływa po mnie jak po kaczce, i faktycznie tak jest.
Trzymam pion, ale w niektórych momentach pieprzona niemoc mnie zjada. Tylko płaczę, znowu nie mam siły, chciałabym Ją nauczyć pstrykać paluszkami tak jak ja kiedy byłam mała i mówić że wszystko się goi. Ale ona mnie nie rozumie, ściska mnie tylko za rękę i mówi że już nie boli, już nie boli. Kiedy tylko mruży oczy, czy patrzy nieobecnie to boję się że to jest to "już";
to już którego tak strasznie się boję, na którego myśl płaczę. Nie wiem kiedy to nastąpi, wiem jak odchodzą dzieci, padały wokół jak kawki za mojej szpitalnej kadencji ale nie wiem jak umierają dorośli ludzie. Z roku na rok jestem coraz gorszą suką, by powiedzieć sobie że dopięłam wszystkiego co mogłam, że spróbowałam, chciałam, miałam siłę, samozaparcie i łykałam łzy. Po prostu. Nie chcę tu odpuścić, chcę walczyć do samego końca.
Wszędzie niedouczeni lekarze, pieprzona papierologia. Spadamy z pieca na łeb. Z dnia na dzień jest tylko gorzej. 
Gdybym była królową życia to wzięłabym to wszystko na siebie, bo wiem że to udźwignę, bo wiem że lepiej jest nosić ciężar samemu, niż patrzeć na te nieobecne oczy. Czy faktycznie szybko przywiązuję się do ludzi? Być może. Za każdym razem kiedy ktoś zaczyna znaczyć dla mnie więcej czuję ból jakby ktoś strzelił mi w kolana. Ta kobieta, podczas w zasadzie krótkiej i z początku ostentacyjnej znajomości odgrywa ważną rolę w moim życiu, stała się dla mnie babcią, której w istocie nie miałam, a ja w zamian zastąpiłam jej wnuczkę której nie zdążyła się doczekać choć tak bardzo chciała. Wesoła i uśmiechnięta. Mieliśmy tyle planów. Czuję niemoc.


 Czy naprawdę mogę tylko... być?

środa, 4 czerwca 2014

Coś wam opowiem.

Od rana stoję na skrzyżowaniu ulic, w zasadzie większość dnia. Tak właściwie, to stoimy tam w trzy. Niektórzy pytają czemu tak drogo, a inni po prostu biorą. Podchodzą do mnie, i do pozostałych dziewczyn, ale zazwyczaj wychodzimy na tym "po równo". Po kilku dniach zdobyłam "stałych klientów", niektórzy nawet wręczają małe podarki, kłaniają się z daleka. Trafiają mi się klienci wybredni, mniej wybredni, rozmawiamy, uśmiechamy się do siebie, no i jakoś się to kręci, od poniedziałku do soboty.
_________________
Interpretacja dowolna.




Właśnie tak, sprzedaję truskawki.




sobota, 3 maja 2014

Wolna obserwacja:

Folgując sobie bezkarnie po internecie, czy nawet po sklepach, ulicy: modne stały się "chunky boots" (zawsze mamy problem z tłumaczeniem na polski, tacy chcemy być anglojęzyczni wiecznie...) Są to po prostu toporne buty, na obcasach-klockach. W sklepach tego pełno, śmiać mi się chce z tych wszystkich blogerek, bo w mojej szafie te buty "na czasie" były...4 lata temu, kiedy to nasłuchałam się wielu komentarzy - "Jak można chodzić w takich butach???" Ano można, dziś też można, nawet zasługuje to na niejaki poklask, bo przecież modne. A więc dziś blogerki modowe łechtają mi ego, a przy okazji śmieszą.
Mam się dobrze, jest niekiedy super, i tyle.





sobota, 19 kwietnia 2014

Witajcie mój braku czytelników:






Od kwietnia mam alergię na słowo realokacja i komasacja. Niedosypiam i chyba niedojadam też, jedyna osoba z którą się spotykam systematycznie i codziennie to Krystian, innym do mnie nie po drodze. Wlokę za sobą nogi, słucham radia i się śmieję.
Cenię sobie osoby samotne albo skryte, lubię osoby irytujące, inne, przemądrzałe, lubię gdy ktoś jest "jakiś" a nie mdło-rzygo-twórczy, bez wyrazu, bez własnego zdania. Nie lubię powszechnej głupoty, urażonej dumy, natręctwa, szkolnych satanistów święcących koszyczki na święta wielkanocne, osób odważnych w grupie, brązowych oczu, zadartych nosów, mycia okien, brudnych paznokci, szarych skarpetek, kawy bez mleka, publicznych kibli, obgryzania paznokci, braku odwagi cywilnej, wykorzystywania wiary do zarabiania na biednych babuszkach, feministek, piosenkarek zarabiających na ckliwym opisaniu załamań nerwowych (...) Nigdy nie było powiedziane, że ten blog będzie o czymkolwiek sensownym, kropka.

czwartek, 27 marca 2014

Powroty:



Poczułam się jakbym miała czternaście lat. Czasy gimnazjum i namiętne wypożyczanie książek. Nie potrafię przytoczyć nawet prowizorycznej liczby stronic przeczytanych w przeciągu około jednego półrocza. Jedną [z dwóch] poważniejszych przyczyn mojego opuszczania lekcji były - PARADOKSALNIE - książki właśnie.
Czytane w pozycjach siedzących, stojących, leżących. W czasie nauki matematyki, polskiego, geografii, fizyki, chemii, angielskiego, biologii (...)
Były grube, cienkie, takie, które mieściły się do małej torebki, czy też formatu A4, niektóre były bardzo stare, niektóre nowe w pięknych, kolorowych okładkach. Przez krótki okres nie chodziłam do szkoły, nie spałam, nawet rzadko jadłam. Śmiejemy się teraz z mamą z tego, kiedy sobie to wspominamy, albo komuś właśnie opowiadamy tą historię; dostałam szlaban na czytanie książek, jakakolwiek próba wrócenia do mojego romansu z nimi miała skończyć się ich podarciem i wyrzuceniem, niezależnie czy jest pożyczona od kolegi czy miejscowej biblioteki - ja musiałam się z tego tłumaczyć. Mimo że wszystko co zakazane smakuje najlepiej, a ja zawsze byłam inna, moją przygodę z książkami skończyłam na tamten czas. Miałam długą przerwę, gdzie z brzydliwością patrzyłam nawet na lektury szkolne. Nie dlatego, że 1/3 z nich była fatalna. Po prostu nie chciałam w swoim życiu książek (co jednak mnie nie skłoniło do nauki, jak przystało na gimnazjalistę-DZIEWCZYNKĘ) Znalazłam inne rozrywki, takie na wyciągnięcie ręki, które były wokół mnie.
Kiedy wróciłam, nie było już takiego bum, trach, ani fanfarów, wolałam włączyć komputer, wyjść ze znajomymi, bawić się, iść na koncert. Zdarzało mi się jednak trafić na książki, co mnie w jakiś sposób uszczypnęły, trudno było mi się oderwać, mogłam płakać i się uśmiechać.
Poza wyjątkiem podstawówki, z wstydem na policzkach przyznaję że przeczytałam trzy lektury.
Zawsze sama wybierałam książki, do tej pory nie potrafię określić co kierowało (i kieruje do tej pory) wyborem. Drugi raz w życiu dostałam książkę, starą, z toporną okładką i dziwnym tytułem. O ile przeczytanie pierwszej nie sprawiało mi problemu, na tą patrzyłam z wielkim dystansem. Do otworzenia zbierałam się około miesiąca.
Po trzech stronach zaczęłam się znów czuć jak nałogowiec, poczułam się jak palacz, któremu trzęsą się rano dłonie jeśli nie zapali papierosa, albo alkoholik ze stanem poświęcenia wszystkiego co ma w życiu dla butelki alkoholu, jak narkoman, który okradnie matkę dla własnych celów, jak nimfomanka, która da się napełnić każdemu mężczyźnie; byle gdzie i byle jak.
Przebrnęłam z przyjemnością nieopisaną przez ~500 stron. Płakałam, uśmiechałam się, kibicowałam, nawet się bałam chwilami. Cyrk, magia, miłość, ból, przeszłość, pomoc, zemsta, seks, rodzina, przyjaciele. Brzmi banalnie, prawda? Mimo że książka jako kryminał jest: kiepska. Jako romans jest: zbyt ostentacyjna, a jako nowela: zbyt porywająca (nie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, nawet nie potrafię poprzeć stanowiska)
Czuję się miło, jakoś mnie to łechta gdzieś, ale tak naprawdę to jest mi bardzo smutno, niepokojąco, kiedy czytam coś naprawdę dobrego i dopnę końca, czuję się chyba jak koło do pływania. Otworzyli mnie i mocno naciskają, powietrze ze mnie ulatuje i taka się czuję, jakby wypompowana. Z uczuć, z życia, nie wiem. To było słodkie pięćset stron, każda linijka czytana z namaszczeniem. Czuję pustkę, ale słodką pustkę. "Uczciwe złudzenia" Nory Roberts notuję bardzo wysoko, czuję jakby coś się skończyło, zamknęło. Nie chcę tworzyć wielkich teorii, nie interesuję się ludzką psychiką.
Książki się moszczą na dnie serce, bezceremonialnie, bez jakiegokolwiek pardonu. I tyle.


[właśnie tak ;p]




środa, 12 marca 2014

Czasami. Z innej beczki.

Jak tak dłużej pomyślę, to nie walczę z samoakceptacją, ja jej po prostu nie mam najzwyczajniej w świecie.
Bo mam nos za duży i usta za wąskie. I niesamowicie ciemne oczy, a paradoksem jest, że przecież naturalnie jestem blondynką [tak, serio] niemal białe rzęsy i moja cera od urodzenia pozostawia wiele do życzenia, popękane naczynka, zacienienia, tu za sucho, tam za tłusto, tu wypryski, tam blizny, nieładny kolor skóry i w ogóle taka jestem jakaś zawsze pucołowata i pieprzyki niekoniecznie są tam gdzie chciałabym żeby były.
Po przebudzeniu jak patrzę na siebie to od razu stają mi przed oczami te wszystkie zdjęcia azjatek/koreanek/japonek/chinek bez makijażu. Ten brak rzęs, te małe oczy. Bez żadnego zawahania mogę powiedzieć że czuję się jak Promise Tamang. Co jednak czyni ze mnie wielką talenciarę, bo choć Nicki Minaj ani Pocahontas się w godzinę nie stanę, a o Monroe nie mam nawet odwagi marzyć, to jakoś znoszę w makijażu moją gębę. Zaprzyjaźniłam się z tapetą. Trudno.
Jak to się mówi - będą hejty. Też trudno.
Swoją drogą - jeśli jesteś facetem i masz przepiękną dziewczynę bez skaz na niebiańskiej buźce, która nakłada na nią tylko krem, kochaj ją z całej siły nawet gdy jest głupiutka. Ja wolę umieć się umalować.

Ku pokrzepieniu wszystkim którzy kiedykolwiek odważyli się na słodkie komentarze w moją stronę na temat mojego wyglądu; łatwo Was wykiwać:

Czternastego marca o 23:45 kończę 19 lat, mam wzrost trzynastolatki, zdrowie sześćdziesięciolatki a chwilami czuje się na osiemdziesiąt, jest naprawdę fajnie. A w marcu jak w garncu, dzień: 12 stopni, noc: 0 stopni.  Szał na facebooku: Sulin i Deynn w teledysku, szał na youtubie: first kiss, szał na instagramie: sunny, sun, sunday, jee, no rzeczywiście, nawet ja, na tej zapyziałej ulicy widzę słońce, nawet jak wstaję o 16, niesamowite! Wiosna pełną gębą. Koty się marcują, gołębie gruchają, a ja będę miała dużo roboty i już zacieram ręce na myśl o wyparzaniu robaków i nauce latania. Lajf is bjutiful.

piątek, 28 lutego 2014

Nie możesz wszystkiego, Nina.

Przeliczyłam się. Najzwyczajniej się przeliczyłam. Bezradność bardzo potrafi zepsuć dobry nastrój, nie mówię o bezradności jednostki wobec systemu, o którą się potykam zawsze i wszędzie i zajmuję w niej rolę pierwszoplanową. Mówię o tej bliskiej bezsilności, w relacjach człowiek<->człowiek.
Nie mogę nic zrobić, nie umiem pomóc, nie wygram z taką apodyktycznością i bojaźliwością nie wygram.
I już. To nic z gier na czułej strunie i zabawy emocjami, to żadna gierka, biznes czy inne takie tam, nic z tych rzeczy. To tylko zrozumienie, nawet jak nie rozumiesz, bo jesteś zbyt niemądra.
Nie zdejmę z kogoś jakieś patologicznej zazdrości, jakiegoś swoistego bytu.
Nie potrafię wyczuć tego progu człowiek-obojętny a człowiek-o-którego-się-zaczynam-martwić,-cholera.
Jestem naga. Nieuzbrojona. Rozpłakać się tylko potrafię z tej bezsilności, choć to niepodobne. Tak bardzo chciałabym pomóc.
To strasznie głupie, ale wolałabym żeby te wszystkie złe rzeczy spotykały mnie, bo wiem że im podołam, bo z autopsji wiem, że poradzę sobie z tym wszystkim, bo robię palcami magiczne pstryk i wszystko jest w porządku, robię pstryk palcami i jestem cała. Bo przecież po mnie spływa wszystko jak po kaczce, cała ironia losu i klęski życiowe to moja specjalność.
Gdyby tym razem udało mi się wygrać bitwę, to wiedziałabym że mogę, mogłabym spojrzeć sobie w twarz i stwierdzić że coś osiągnęłam, doszłam do czegoś więcej niż kilka głupkowatych wpisów na paru blogach i długich paznokci. Mogłabym stwierdzić że zrobiłam coś wielkiego, coś zmieniłam i uratowałam, że bitwę wygrałam. Aż tyle. Mam zbyt wybujałe ego, skoro sądziłam że mogę to zrobić, pomoc nieść i stale się uśmiechać. Wszyscy mieliście zasraną rację.




piątek, 7 lutego 2014

Nie wiem.



Nie wiem skąd w ludziach tyle uprzedzeń, patrzenie tylko w kategoriach czarno-białych, antypatie, podziały.
Jesteśmy tacy kosmopolityczni. Jesteśmy tacy wyzwoleni. Jesteśmy tacy wyrozumiali. Jesteśmy tacy nowocześni. Nie przyklejam sobie tipsów, nie mam doczepianych włosów, ale nie sądzę że panienka wyglądająca tak ma w pakiecie również mózg - spalony przez nadmierne wizyty w solarium. Jeśli spotkałabym dobrego fryzjera, to nie posądziłabym go o zapędy do innych mężczyzn. Nie każda oszczędnie zbudowana istotka zwraca posiłek do kibla. Jak nie chodzisz do kościoła, to nie znaczy że nie wierzysz. Brzydzi mnie czasem nasza zaściankowość, bo to taka nasza własna, rodowita zaściankowość, z pokolenia na pokolenie, u niektórych bardziej, u niektórych mniej.
I co z tego, pytam. Rządzą nami idiotyczne schematy.

sobota, 1 lutego 2014

Siedem. Jest dopełnieniem i całością. Podobno.

Mistyczność potrafi podniecać i wzmagać, łechtać delikatnie po neuronach mózgowych. Nieszablonowość i nietuzinkowość cała. Podnosi kąciki ust albo powoduje grymas. Wyliczam w myślach te wszystkie zgodności. Wszyscy żyją w tym obłędzie. Nie każdy jest wszyscy. Każdy lubi czytać między wierszami, ale nie każdy potrafi to robić. Imponderabilia to najważniejsze co mam[y].

_________________________________________________________________________________
6 godzin snu na 48, to chyba za mało, ale żyję sobie, i bawię się w tym landsztafciku mimo wszystko, nawet całkiem dobrze, o dziwo.

wtorek, 28 stycznia 2014

Li i jedynie

Rozkręcam się dopiero, a tutaj już ponad 1000 wyświetleń, wiem wiem, "kto na sztuki liczy respekt?" mówił Bisz, ale jestem naprawdę mile zaskoczona. :)


Ja, niemal dwa lata temu, a zdjęcie autorstwa Dominiki Michałek.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Nie marudź, nie skoml, nie proś i nie jęcz.

Równowaga, ukojenie, spokój, 6 minut cudowne.

Piąty post. Człowiek przeciętnie posiada 5 zmysłów, 5 palców u jednej reki i nogi. Podobno jest symbolem boga. Ale jest także moją liczbą w numerologii, zastanawiam się czasem, czy ma to rzeczywiste odbicie w życiu.
Sama sobie rzepkę skrobię. Ja rządzę oraz rozdaję przywileje. Obdarzam względami, łaskawością i życzliwością. Tu pochwalić a tam zganić, nigdy nikomu równo i zawsze według zasług.
Ja rządzę i ponoszę odpowiedzialność za to moje życie, nikt mnie nie wyręczy, jestem tylko ja, nikt inny.  "Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem" [nigdy nie podobały mi się domyślne interpretacje...]
Odwaga to jedyna cecha która ma jakąkolwiek wartość. Największą. Z każdym przetrwanym dniem uświadamiałam sobie. Z każdą godziną, kwadransem, minutą, sekundą i nanosekundą. Pędź przed siebie byle nie stać w miejscu. Walczę. Z placówkami, instytucjami i idiotami. Diagnozy stawiam ja. Jestem trochę idealistką i trochę socjopatką.
Ja - Nina.

niedziela, 5 stycznia 2014

Cztery; strony świata

Czwarty post a pierwszy w tym roku! :)

Mimo że niezaprzeczalnie istnieją 4 strony świata, to z czterema porami roku ostatnio w Polsce jest problem. Wbrew pozorom - wcale nie jestem z tego powodu smutna czy przygnębiona, nie lubię śniegu, tej całej pluchy, śliskiej nawierzchni. To taka zima, jaką naprawdę mogłabym lubić. Ten post chyba będzie stosunkowo krótki, ostatnimi czasy wydarzyło się na tyle dużo, że spędziłabym zbyt wiele czasu aby to wszystko sklecić w całość, nawet nie starcza mi głowy żeby ogarnąć to wszystko.
2014 rok zaczął się dziwnie, nie potrafię znaleźć innego określenia...
Nie cierpię ludzi użalających się nad sobą, nad swoim losem i niedolą. Przykre jest to, że kiedy ktoś może niemal wszystko, wybiera siedzenie na tyłku. Jeśli chcecie zmienić coś w swoim życiu a brak Wam odwagi, czy sił, może ku motywacji popchnie Was moja "idolka" : http://dominikabudzynska.blogspot.com/ jest to najcudowniejsza, najbardziej urocza i pozytywnie nastawiona osóbka do życia, jaką kiedykolwiek widziałam! :)

Ah, http://w413.wrzuta.pl/audio/78gIyetTVq7/medium_-_niesmiertelnik